sobota, 26 września 2009

Oczekiwanie na wyjazd - czyli względność czasu w praktyce

Zgodnie z wielce tajemniczymi procedurami arabskiej firmy, która nas zatrudnia (jeśli nie chcą się na coś zgodzić to powołują się na owe wszystkowyjaśniające procedury) najpierw musi pojechać osoba zatrudniana (zwykle pada na faceta), podjąć pracę na miejscu i przejść pomyślnie badania lekarskie.
Wówczas rozpoczyna się procedura ( a jakże :-) sprowadzania rodziny pracownika do Emiratów. Według zapewnień trwa to około tygodnia, więc jak się zmieścimy w 2 tygodniach, to uznamy to za duży sukces.
Tyle tylko, że na razie nie ma wizy dla pierwszego, więc wszyscy siedzimy w domu w Polsce i wynajdujemy sobie zajęcia, żeby nie zwariować. Ochrzciliśmy to roboczo "symulacją emerytury", jedyna różnica jest taka, że nasze dochody wynoszą 0, więc zmierzamy nieuchronnie w kierunku utraty płynność finansowej (nastąpi to dokładnie 20 października w dniu spłaty kredytu mieszkaniowego).
Prawdę powiedziawszy to zapewne powinniśmy się przyzwyczajać do odmienności kulturowej w zakresie pośpiechu i dotrzymywania obietnic (i pewnie jeszcze do wielu innych). Na razie szybko był organizowany jedynie wyjazd w celach zapoznawczo-zachęcająco- rekrutacyjnych. Potem po około 2 tygodniach od podania im informacji, że jesteśmy zainteresowani otrzymalismy oferty, a potem jak powiedzielismy tak, to wszystko zaczęło się niesłychanie slimaczyć. Co najmniej 3 razy byłam już bliska machnięcia na to wszystko ręką i powrotu do planów "z przed ZEA". Przygotowanie kontraktów zajęło im 2 miesiące, w międzyczasie mnożyły się problemy, dyplomy ukończenia studiów wyższych, potrzebne do ubieganie się o wizę pracowniczą w ZEA, trzeba było kolejno: przetłumaczyć na angielski, potwierdzić ich prawdziwość w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, apostilować (cokolwiek to znaczy) w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i legalizować w najbliżej ambasadzie ZEA, w lipcu był to Berlin (zajęło to około 2 tygodnie - koszt sumaryczny około 60 Eur za sztukę + kurier do i z Berlina), teraz (od września 2009) ZEA ma ambasadę w Polsce, w hotelu Sheraton (pokój zaraz nad pokojem w którym mieści się ambasada Kataru), więc jest odrobinę prościej i o połowę taniej. Załatwianie wizy trwało 2 i pół miesiąca - bo najpierw prowadzący proces rekrutacyjny z ramienia ż tylko 3 tygodnie i proszę jest wiza...
Dzieci w międzyczasie rozłazą się po domu bez ładu i składu(bo jeden miał być od wrzesnia w szkole, a drugi w przedszkolu), my niby załatwiamy sprawy (upoważnienia, konta, shipment itp.), ale jakos bez entuzjazmu i przekonania, pieniądze się ulatniają jak woda na pustyni - w połowie zeszłego tygodnia to powaznie myslałam, że nic z tego nie wyjdzie. Kombinowałam, ze będę musiała wrócić do pracy (jakies szanse na to żebym mogła wydaje się, ze były) i zastanawiałam się jaką pracę jest w stanie znaleźc na cito Radek.
W zeszły wtorek zdesperowani oczekiwaniem i zbywaniem nas przez Julphar (jednolinijkowe odpowiedzi na wysyłane przez nas maile - visa is in progress, next week is very probable) napisalismy sąznistego maila do rekrutującej nas firmy, zeby nas wsparała w negocjacjach z Julpharem i juz nastepnego dnia mail - wiza jest, rezerwujemy bilet.
Radek od niedzieli (dzisiaj jest wtorek) jest w ZEA, ja + niania + 2 dzieci zostalismy w pustym domu (wiekszosć rzeczy albo poszła na shipment, albo została rozdana, albo sprzedana).

wtorek, 22 września 2009

Historia - część 1 - dlaczego warto sprzątać.

W przeddzień wyjazdu na urlop postanowiłam zrobić porządki w skrzynce mailowej. Natknęłam się na informację z goldenline o nowej wiadomości. Okazało się, że nie jest ona dla mnie,tylko dla mojego męża, który też ma tam konto. Wiadomość zawierała ogólnikową informację, ale brzmiała na tyle ciekawie, że mąż wysłał tam swoje cv (bez wielkiego przekonania - od dłuższego czasu już rozsyłał cefałkę, bez efektu - ale fakt stopień jego zaangażowania był mniejszy niż bardzo umiarkowany), następnego dnia rano (sobota!) zadzwoniła Pani z firmy headhuntingowej i sytuacja zaczęła się rozwijać w tempie Szklanej Pułapki. Początkowo lokalizacja firmy poszukującej pracowników była nam nieznana, choć podejrzewaliśmy, że nie będzie to Polska - ale nie posunęliśmy się poza obszar Europy Środkowej.
Lokalizację ujawniono nam w czasie urlopu - najpierw opór - nie dość że żadnej emigracji nie mieliśmy w planach ani bliższych, ani dalszych, to już na pewno nie kraj arabski. Chyba tego samego dnia dostaliśmy profil kandydata idealnego - wymagania były bardzo szczegółowo wyspecyfikowane - i zawodowe, i personalne np. ściśle określony profil wykształcenia, doświadczenia w bardzo wąskiej dziedzinie produkcyjnej (kilka takich instalacji na świecie), co najmniej 10 letnie staż pracy z czego kilka lat na stanowisku kierowniczym, w tym kierowanie zespołem, wiek 35-45 lat, mężczyzna, żonaty z potomstwem i z UE. Ponieważ brakowało tam tylko imienia i nazwiska mojego męża, który spełniał wszystkie, nawet te dość dziwaczne wymagania, początkowo myśleliśmy, że bierzemy udział w programie typu "mamy Cię". Zaczęliśmy przeszukiwać w nocy internet (nadal na urlopie), szukając jakichkolwiek informacji o firmie, kraju, zwyczajach - nie spaliśmy parę nocy. Ponieważ na wakacjach byliśmy z naszymi najbliższymi przyjaciółmi, to oni też nie spali. Trudno opisać eksplozję skrajnie różnych uczuć: oszołomienie tempem całej rekrutacji, z jednej strony ekscytacja, że takie rzeczy się w ogóle zdarzają i że super, że można robić to co się świetnie umie, a w Polsce te umiejętności nie były postrzegane jako wyjątkowe i warte docenienia, z drugiej strony strach przed wyjazdem do kompletnie nieznanego kraju o skrajnie innej kulturze, klimacie i wszystkim co Wam tylko przychodzi do głowy. Dojmującym uczuciem był również opór przed rezygnacją z nieźle poukładanego życia tu w Polsce (dom jest (co prawda częściowo na kredyt, ale w mniejszej części), praca (ogólnie satysfakcjonująca, szczegóły można przemilczeć), przedszkole (przetestowane na starszym synu), szkoła (przemyślana, wybrana, opłacona) itd.
Ostatnio przeczytałam, że dokonanie zmiany samo sobie jest wartością pozytywną, nawet jeśli jej skutek nie jest zgodny z naszymi oczekiwaniami, ponieważ zmiana to działanie.
Wszystko to pięknie, tylko z bardzo grubej rury.
Po kilkunastu mailach, telefonach i godzinach mnij lub bardziej jałowych dyskusji padła propozycja: przyjedźcie.
Polaków w ZEA obowiązują wizy - generalnie są dwa rodzaje wiz turystyczne i rezydentne - podobno procedura wizowa trwa do 45 dni. Nam załatwiono wizy, bilety, pobyt w 3 dni - i tak polecieliśmy o tydzień później niż nas pierwotnie zapraszano, z powodu zapalenia płuc u starszego syna, które wymagało hospitalizacji (a jakże - wszystko to na tych samych wakacjach).
Nie mówiąc nic teściom, nadużywając po raz kolejny więzów przyjaźni (dzieci nie zaproszono), z wrażeniem jakiegoś straszliwego wariactwa polecieliśmy do Ras Al Khaimah via Dubai.

poniedziałek, 21 września 2009

Shipment - oceaniczna podróż Twoich majtek

Co oznacza shipment? - dorobek Twojego życia jest pakowany w 68 paczek (wychodzi po niecałe 2 paczki za każdy rok) w czasie 2 godzin i 45 minut przez wykwalifikowaną firmę (5 sympatycznych Panów w bardzo czerwonych kombinezonach) i odjeżdża w siną dal. Tobie pozostaje mieć nadzieję, że już za 8 tygodni będziesz miał okazję rozpakować te paczki (sam - o wykwalifikowanej firmie zapomnij) na pustyni (wielbłądy nie są tak egzotyczne, jak Ci się do tej pory wydawało) i przy dużej dozie świetnej samoorganizacji (sprawdzę, czy takie słowo jest w ogóle w słowniku ale z ww. względów nastąpi to za 2 miesiące) zajmie Ci to ze dwa tygodnie.
W międzyczasie lista bardzo pilnych spraw do załatwienia (inne odpadły w przedbiegach) dąży ku nieskończoności - najbliższy tydzień:
1. Znaleźć na szybko przechowalnię dla dzieci, żeby w ogóle przejść do punktu 2
2. Zawieźć kota na dożywotnią emigrację do cioci (6 kg kota w 2 kg skrzynce + 10 kg piachu i 6 kg żarcia - niestety Pudzian nie ma wolnego terminu w kalendarzu)
3. Zaszczepić dzieci obowiązkowo i nadobowiązkowo - koszty bledną wobec presji czasu
4. Założyć konto w Banku, który ma filię w Polsce i w ZEA (w zasadzie 4 konta - dolarowe i dirhamowe w ZEA oraz dolarowe i złotówkowe w PL - myślisz, że można to zrobić na jednym formularzu? Przesadny optymizm, można to zrobić z Polski (ale nie do końca), ale w formularzy jest nadal 4
5 Pójść do US i wyjaśnić im oczywiście na piśmie za pomocą stosownych formularzy, że nie zamierzasz oszukać skarbu Państwa, pomimo, że nie będziesz mu płacić w najbliższym czasie podatku
6 Pójść do ZUS-u i serdecznie podziękować im (oczywiście na piśmie za pomocą....) za troskę, ale jednak nie, o emeryturę zadbasz we własnym zakresie
7. Zawlec dziecko do ortopedy, bo miałeś to zrobić dawno temu, a teraz to już naprawdę ostatni dzwonek - ciekawe dlaczego?
8. Wysłać umowę do Gazowni - bez komentarza
9. Wymęczyć szczegóły wylotu (który ma rzekomo się odbyć za 5 dni) od przyszłego pracodawcy, który odpoczywa po Ramadanie
10. Kolejny ostatni raz pojawić się w od ponad tygodnia byłej firmie, bo metoda grubej kreski sprawdziła się raz, dawno temu, a i to nie końca

A teraz serio, serio - historię jak do tego wszystkiego doszło spiszę niebawem