niedziela, 31 stycznia 2010

Samochód

Słowo wprowadzenia.

W Emiratach transport publiczny jest słabo rozwinięty. Jeździ tylko trochę autobusów, kolei brak, można ewentualnie skorzystać z samolotu ;-)

W samym Ras Al-Khaimah komunikacji miejskiej nie ma wcale. Jeździ się wszędzie taksówkami, ewentualnie do innych miast autobusami. Posiadanie samochodu jest tutaj zdecydowanie potrzebą z gatunku podstawowych.


Z naszym samochodem historia wyglądała tak:

Na początku, zanim jeszcze przyjechała moja rodzina, rozpocząłem poszukiwania samochodu.

Nie miałem pieniędzy żeby go kupić za gotówkę. Zakup używanego zdecydowanie mi odradzano (problemy z serwisem itp.). Zatem pozostał zakup nowego auta o charakterze rodzinnym.

Tu najpopularniejsza jest Toyota. Nowe Camry można kupić za około 80 000 AED. Pojechałem do lokalnego dealera i dostałem dobra ofertę. Poszedłem do banku.

Przed przeprowadzka z PL zaczęliśmy współpracę z bankiem HSBC jako ze ma on oddziały zarówno w PL jak i w UAE (jeden z największych banków na świecie). Po przyjeździe tutaj dostałem od mojej firmy list polecający do banku, który to list miał mi pomoc w uzyskaniu kredytu.

Niestety Bank po 6 tygodniach zastanawiania się odrzucił mój wniosek, zwodząc mnie i stawiając coraz bardziej egzotyczne wymagania (włącznie z dostarczeniem mojej historii z banku w PL).

A tymczasem Rodzina juz dawno przyjechała i nawet byliśmy na Dubaj Motor Show, po którym stwierdziliśmy, ze tak naprawdę to pasuje nam wszystkim Audi (moja stara miłość, jeszcze sprzed Saaba). W tym czasie czekaliśmy jeszcze na odpowiedź z HSBC. Ostatecznie dostaliśmy odmowę.

Stanęliśmy zatem na początku drogi :-(


Rozpoczęliśmy drugie podejście do tematu.

Sprawdziliśmy – Audi ma swojego dealera w Dubaju z serwisem itd.

Pojechaliśmy, dostaliśmy ofertę na A6 i Q5 (w bardzo podobnej cenie i wyposażeniu) – samochody na miejscu, dostępne w ciągu tygodnia od podpisania umowy.

Tym razem postąpiłem po arabsku - popytałem w firmie kto mi może pomóc (personalnie).

I okazało się, ze żona jednego z managerow z działu finansowego pracuje w dziale pożyczek w lokalnym banku.

Przenieśliśmy konto do tego banku, poczekałem tydzień na najbliższą wypłatę (akurat zbliżał się koniec miesiąca) i po kolejnym tygodniu zaniosłem kolejny list polecający z firmy i złożyłem aplikacje o kredyt samochodowy na 180 000 AED.

Stwierdziliśmy ze jak spadać drugi raz, to z porządnego konia.

I o dziwo, po 4 dniach dostałem ten kredyt!

Tak oto zostałem klientem Emirates Islamic Bank :-)

Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Q5 ze względu na wysokość lokalnych krawężników, brak miejsc do parkowania (często staje się tu "w polu") i potencjalną możliwość wycieczki na pustynię (4x4 na pewno się wtedy przyda).

Samochód ma co prawda obciążoną hipotekę (tak – dostałem kredyt hipoteczny na samochód!!!), ale kredyt „się spłaci” a samochodem już pomykamy, co bardzo ułatwiło i umiliło nam sytuację.


W tym kawałku naszego życia tu zrobiło się fajnie.

czwartek, 28 stycznia 2010

Anormalne zjawiska pogodowe?

Jesteś zwyczajnym hinduskim kelnerem, pracujesz w niewielkiej restauracji na prowincji w jednym z najbezpieczniejszych krajów świata. Twoje życie nie niesie Ci specjalnych niespodzianek, a dzień jak co dzień zwyczajny, jest koło południa i co oczywiste o tej porze dnia w restauracji nie ma żadnych klientów, więc siedzisz sobie i gapisz się z nudów w okno.
Nagle coś leci z nieba i spada na chodnik tuż przed Twoimi oczami, to chyba...but? Nie to niemożliwe, przywidziało mi się, może przysnąłem...myślisz. Jednak nie, coś znowu leci z nieba - poduszka? A zaraz za nią druga... Wyraźnie zainteresowany wychodzisz z restauracji i o mały włos nie obrywasz w głowę...rany, co to jest? Element statku powietrznego, czyżby nad Twoją głową miała miejsce katastrofa lotnicza? Jednak po bliższym przyjrzeniu stwierdzasz, że to chyba suszarka do włosów, tylko jakaś wyjątkowo duża?! Usuwasz się w bezpieczne miejsce poza zasięgiem spadających przedmiotów i wyraźnie zaniepokojony obserwujesz spadającą książkę, a za nią drugą, następnie kilka drobnych przedmiotów, trudnych do zidentyfikowania, bo po kontakcie z ziemią zamieniają się w kupę plastikowych śmieci (dla ułatwienia: jeden z nich to myszka do komputera), jednakże kiedy na ziemię spada słoik pryskając szkłem na wszystkie strony, nie wytrzymujesz i pędzisz do dozorcy budynku, w którym mieści się knajpa ze szczerym zamiarem namówienia go do wezwania wspólnymi siłami policji. Wszak nie wiadomo co jeszcze może znaleźć się na chodniku, a spotkania z telewizorem można nie przeżyć. W międzyczasie wokoło porozrzucanych przedmiotów, w zdecydowanej większości nie nadających się już do dalszego użytku, zaczynają się gromadzić gapie, bo dziwowisko to jest nie lada w tej spokojnej mieścinie, a i kłótnie małżeńskie (o ile w ogóle do nich dochodzi), nie przybierają takich rozmiarów.

Niestety nie jest to fragment lokalnego dziennika przetłumaczonego ze swadą na język polski, tylko efekty eksperymentów fizycznych (rzut pionowy w dół - kto pamięta wzór na prędkość?) naszego młodszego dziecka. Około południa do Radka zadzwonił dozorca naszego budynku z uprzejmym zapytaniem co się dzieje w naszym mieszkaniu i czy nie potrzebujemy pomocy...
Dzięki Bogu/Allahowi (obydwu jesteśmy wdzięczni, jakkolwiek coraz bardziej skłaniamy się ku opcji że to może być ta sama osoba) nikomu nic się nie stało, żadne auto szczęśliwie też o tej porze tam nie stało - nie było zatem ofiar ani w ludziach, ani w pojazdach, tylko w wyposażeniu naszego domu, naszych nerwach i naszej reputacji - już dozorca przyniósł nam kilka rzeczy, które wylądowały nie na ziemi, ale na balkonach po drodze i pewnie jeszcze przez najbliższych kilka dni będzie nam przynosił kolejne rzeczy (dostrzegliśmy jak na razie brak jednego niebieskiego jaśka i pudełka ze spinaczami do bielizny, tamper i portafiltr do ekspresu do kawy są poważnie uszkodzone, a myszkę komputerową straciliśmy bezpowrotnie).
Dzięki temu niezwykłemu opadowi atmosferycznemu z dnia na dzień przestaliśmy być anonimowi, i to niestety nie tylko dla lokatorów bloku, w którym mieszkamy...