czwartek, 28 stycznia 2010

Anormalne zjawiska pogodowe?

Jesteś zwyczajnym hinduskim kelnerem, pracujesz w niewielkiej restauracji na prowincji w jednym z najbezpieczniejszych krajów świata. Twoje życie nie niesie Ci specjalnych niespodzianek, a dzień jak co dzień zwyczajny, jest koło południa i co oczywiste o tej porze dnia w restauracji nie ma żadnych klientów, więc siedzisz sobie i gapisz się z nudów w okno.
Nagle coś leci z nieba i spada na chodnik tuż przed Twoimi oczami, to chyba...but? Nie to niemożliwe, przywidziało mi się, może przysnąłem...myślisz. Jednak nie, coś znowu leci z nieba - poduszka? A zaraz za nią druga... Wyraźnie zainteresowany wychodzisz z restauracji i o mały włos nie obrywasz w głowę...rany, co to jest? Element statku powietrznego, czyżby nad Twoją głową miała miejsce katastrofa lotnicza? Jednak po bliższym przyjrzeniu stwierdzasz, że to chyba suszarka do włosów, tylko jakaś wyjątkowo duża?! Usuwasz się w bezpieczne miejsce poza zasięgiem spadających przedmiotów i wyraźnie zaniepokojony obserwujesz spadającą książkę, a za nią drugą, następnie kilka drobnych przedmiotów, trudnych do zidentyfikowania, bo po kontakcie z ziemią zamieniają się w kupę plastikowych śmieci (dla ułatwienia: jeden z nich to myszka do komputera), jednakże kiedy na ziemię spada słoik pryskając szkłem na wszystkie strony, nie wytrzymujesz i pędzisz do dozorcy budynku, w którym mieści się knajpa ze szczerym zamiarem namówienia go do wezwania wspólnymi siłami policji. Wszak nie wiadomo co jeszcze może znaleźć się na chodniku, a spotkania z telewizorem można nie przeżyć. W międzyczasie wokoło porozrzucanych przedmiotów, w zdecydowanej większości nie nadających się już do dalszego użytku, zaczynają się gromadzić gapie, bo dziwowisko to jest nie lada w tej spokojnej mieścinie, a i kłótnie małżeńskie (o ile w ogóle do nich dochodzi), nie przybierają takich rozmiarów.

Niestety nie jest to fragment lokalnego dziennika przetłumaczonego ze swadą na język polski, tylko efekty eksperymentów fizycznych (rzut pionowy w dół - kto pamięta wzór na prędkość?) naszego młodszego dziecka. Około południa do Radka zadzwonił dozorca naszego budynku z uprzejmym zapytaniem co się dzieje w naszym mieszkaniu i czy nie potrzebujemy pomocy...
Dzięki Bogu/Allahowi (obydwu jesteśmy wdzięczni, jakkolwiek coraz bardziej skłaniamy się ku opcji że to może być ta sama osoba) nikomu nic się nie stało, żadne auto szczęśliwie też o tej porze tam nie stało - nie było zatem ofiar ani w ludziach, ani w pojazdach, tylko w wyposażeniu naszego domu, naszych nerwach i naszej reputacji - już dozorca przyniósł nam kilka rzeczy, które wylądowały nie na ziemi, ale na balkonach po drodze i pewnie jeszcze przez najbliższych kilka dni będzie nam przynosił kolejne rzeczy (dostrzegliśmy jak na razie brak jednego niebieskiego jaśka i pudełka ze spinaczami do bielizny, tamper i portafiltr do ekspresu do kawy są poważnie uszkodzone, a myszkę komputerową straciliśmy bezpowrotnie).
Dzięki temu niezwykłemu opadowi atmosferycznemu z dnia na dzień przestaliśmy być anonimowi, i to niestety nie tylko dla lokatorów bloku, w którym mieszkamy...

3 komentarze:

  1. Dobrze że Wiki wreszcie coś wymyślił, bo trochę zapomnieliście o tym blogu. Niech chłopak działa to może i tu się coś zadzieje. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie... Bierzcie przykład ze mnie - codziennie wpis. Choćby króciutki :)
    A tak na marginesie - wykupcie sobie lokalne OC w życiu prywatnym... Jak nic przyda się, wcześniej czy później ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No pieknie, widać że ma chlopak charakterek :P

    A jak Leszek w szkole?

    I jak Wy sobie w nowych pracach radzicie :)

    OdpowiedzUsuń