wtorek, 22 grudnia 2009

Jak to z podróżą było

I oto nastał pamiętny dzień 15 listopada.
Ale po kolei. Wróciłem do Polski w piątek 13 wieczorem. Zacząłem od wypakowania walizki, a następnie rozpoczęliśmy pakowanie walizek (wszystkich 4) od początku, kierując się wskazaniami domowej wagi (bilety w klasie ekonomicznej - 20 kg na osobę). Dobrze, że chłopcy mieli swoje bilety - każdemu przysługiwało kolejne 20 kg bagażu.
W zasadzie cała sobota upłynęła pod znakiem pakowania i pożegnań.
W niedzielę rano - szybkie śniadanie i jazda na lotnisko. Dotarliśmy bez przeszkód i na czas. Spotkaliśmy się z opiekunką i wszystkimi, którzy przyjechali nas pożegnać i rozpoczęliśmy procedurę lotniskową.
Już na wstępie znaleziono pomyłkę w wizie opiekunki, ale wezwana "ważna urzędniczka" stwierdziła, że to drobiazg, pozostałe dane się zgadzają i wpuściła nas dalej. I wszystko szło dobrze do Wiednia.
Tam również zauważono pomyłkę w wizie, ale w odróżnieniu od Warszawy, stwierdzono że wydana wiza jest z tą pomyłką nieważna i nie wpuszczono opiekunki do samolotu do Dubaju!!!
Zrobiło się niewesoło. Pozostało tylko przebukować bilet powrotny opiekunki na ten sam dzień i zawrócić ją do Polski, a my sami (znaczy cała rodzina) wsiedliśmy do samolotu do Dubaju i polecieliśmy do ciepłego kraju.
Chłopcy znieśli podróż naprawdę wspaniale. Prawie nie marudzili, dobrze się bawili, trochę się przespali i w dobrej kondycji dolecieli na miejsce.
Na lotnisku zaopiekowała się nami miła pani z biura wizowego, pochodząca chyba z Ukrainy, i po około godzinie byliśmy już w samochodzie (minibus) firmowym wiozącym nas do RAK - tymczasowo do hotelu.
Wyjeżdżając, umawiałem się, że dostaniemy studio (bo będziemy całą rodziną) w Hiltonie (z racji tego że znajduje się on w centrum miasta). Tymczasem zostaliśmy zawiezieni do innego hotelu, gdzie okazało się, że mamy dwa dwuosobowe pokoje, nie połączone ze sobą, a w dodatku wyposażone w oddzielne jednoosobowe łóżka! I to wcale nie w centrum miasta tylko na jego obrzeżach.
Następnego dnia zrobiliśmy wstępny plan działania.
Z zasady od poniedziałku 16-11 powinno być dostępne nasze mieszkanie, które wynająłem jeszcze przed wyjazdem (poprzedni najemca opuścił mieszkanie poprzedniego dnia).
Pojechaliśmy zatem do "naszego" mieszkania. Okazało się, że mieszkanie wcale nie jest przygotowane dla nas. Zrobiliśmy listę rzeczy do zrobienia w mieszkaniu i zostawiliśmy ją w biurze najemcy, gdzie otrzymaliśmy zapewnienie, że zostaną zrobione w ciągu 2 dni.
Zaplanowaliśmy zatem niezbędne zakupy (wynajmuje się tu zwykle mieszkania puste - mają tylko wyposażone łazienki i meble w kuchni; czasami też niektóre sprzęty kuchenne, ale nie w naszym przypadku) i ruszyliśmy w miasto - oczywiście z dziećmi, bo nie mieliśmy ich gdzie zostawić.



Pierwszego dnia po dotarciu do RAK poprosiłem tylko, żeby nasza opiekunka przysłała mi aktualny skan paszportu.
Następnego dnia wróciłem do pracy. Oczywiście zacząłem od wydrukowania skanu paszportu (tego świeżo otrzymanego) i poszedłem do Działu Personalnego wyjaśnić sprawę.
Na początku żartowali sobie, że nasza opiekunka zmieniła paszport nic nam nie mówiąc, zażądałem więc żeby wyciągnęli dokument, na podstawie którego przygotowali wizę. Okazało się że mieli właściwy dokument i to oni (albo urzędnik w ministerstwie) dali ciała!
Bardzo się przejęli, zrobiło się zamieszanie i widać było że są w kropce.
I dali przykład szybkiego działania - nowa wiza była gotowa następnego dnia.
Zorganizowałem szybko bilet (2 dni) - także z pomocą innego działu firmy i, tym razem bez dalszych perturbacji, powitaliśmy Iwonę na lotnisku w Dubaju z 5-dniowym opóźnieniem.

W tzw. międzyczasie przeprowadziliśmy się z hotelu do wynajętego mieszkania... ale to temat na kolejny post..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz